Wyręczona samodzielność

Większość osób, które pracują z dziećmi i młodzieżą, potwierdza, że coraz więcej dzieci nie wykonuje na danym etapie rozwojowym zadań, które powinny być już przez nie opanowane. Że nie są tak samodzielne jak mogłyby być. Że są nadmiernie wyręczane. Czym to może skutkować w dorosłym życiu? Brakiem odwagi w podejmowaniu wyzwań, brakiem wiary w swoją sprawczość, nieporadnością życiową, wycofywaniem się po pierwszej porażce, nieumiejętnością radzenia sobie z trudniejszymi sytuacjami. A przecież nie tego chcemy dla swoich dzieci!

„Coraz trudniej o dobrych kandydatów do pracy. Młode pokolenia są nieprzygotowane do życia. Nazywamy to w dziale „nieogarnięciem życiowym”. Najprostsze wyzwania sprawiają im duży kłopot. Szybko się zniechęcają. Trudno u nich o inicjatywę, o większe zaangażowanie w zadanie. Sprawiają wrażenie, jakby im nie zależało a najprostsze wyzwania przerastały ich możliwości poradzenia sobie z nimi” – opowiada trzydziestopięcioletnia kadrowa z jednej z wrocławskich firm, zatrudniających kilkaset osób.

„Odniosłam porażkę jako matka. Fatalnie wychowałam własne dziecko. Syn skończył studia. Nie spieszy się do pracy. Pytam go – co zamierza dalej robić, a on na to, że podróżować. Pytam – za co – a on, że za to co dotychczas, czyli za moje pieniądze. No bo co ma się zmienić i dlaczego… I widzę teraz, jakie błędy popełniłam… Podawanie wszystkiego na tacy, nie wymaganie niczego, dowożenie wszędzie jak szofer, serwowanie posiłków do pokoju, żadnych obowiązków domowych, miał wszystko, czego chciał. A ja oczekiwałam jedynie, że będzie się uczył, zdobędzie wykształcenie i to mu zapewni dobrą przyszłość. Wychowałam lenia, który uważa, że wszystko powinien dostać… Ale to nie jego wina. To ja nauczyłam go, że spełniam każde jego życzenie…” – mówi rozżalona matka dorosłego już syna.

Obrazy dość skrajne, wiadomo, że nie dotyczą wszystkich. Jest wielu wspaniałych, pracowitych, odpowiedzialnych młodych ludzi, jednak rośnie też grupa takich osób, które wchodzą na rynek pracy, nieprzygotowane do życia. Przekonane o swojej wyjątkowości, o tym, że świat leży u ich stóp, ale niegotowe, by podjąć działania potrzebne by ten kawałek swojego świata zdobywać. Załamujące się przy pierwszych niepowodzeniach, nieradzące sobie z przykrymi emocjami.

Wróćmy jednak do początku. Kiedy to nieprzygotowanie się zaczyna?

Już na etapie przedszkolnym osoby pracujące z dziećmi mówią o niesamodzielnym ubieraniu się, wiązaniu butów, myciu, jedzeniu, o tym, że rodzice noszą duże dzieci na rękach, nadmiernie je asekurują. W szkole problem narasta. Coraz częstsze są obrazy trzecioklasisty ubieranego przez mamę, nie umiejącego posługiwać się nożem podczas jedzenia, rodziców zaangażowanych bardzo mocno w odrabianie prac domowych dzieci, rozwiązujących za nie konflikty rówieśnicze, dowożących pod drzwi wszelkich instytucji, wydzwaniających do kolegów i koleżanek w sprawie zadania domowego, starających się za dziecko, chroniących dziecko na każdym kroku… Przykładów można mnożyć.

No dobrze, ale skąd takie zachowania? Dlaczego czasami niektórzy rodzice wyręczają dzieci, nie pozwalając w ten sposób na rozwój ich samodzielności, utrudniając przygotowanie do dorosłego życia?

W jednej ze szkół podstawowych przeprowadziliśmy badanie wśród rodziców, by po pierwsze dowiedzieć się, czy rodzice widzą jakiś problem w temacie samodzielności swoich dzieci i po drugie – jeśli go widzą – zbadać, co jest przyczyną wyręczania i nadmiernej asekuracji.

Zdecydowana większość potwierdziła, że ma tendencje do wyręczania dzieci i widzi przykłady ich niesamodzielności.

Skąd jednak te tendencje? Odpowiedź na to pytanie była kluczowa, by dalej szukać rozwiązania.

Wśród odpowiedzi znalazły się kolejno:

Brak czasu, pośpiech.
Brak wiedzy jak to robić skutecznie.
Chęć ułatwienia dziecku życia
Niechęć do zmagania się buntem dziecka wywołanym niechęcią do usamodzielnienia się.

Przypatrzmy się tym odpowiedziom.

Brak czasu, pośpiech

To chyba jedna z największych zmór aktualnych zmagań wielu ludzi. Prawda jest jednak taka, że wszyscy mamy czas, tylko pytanie jest, jak go wykorzystujemy. No bo jeśli coś jest dla nas priorytetem i uznajemy to za bardzo ważne, to może uda się wcisnąć to w grafik? To prawda, że przeciążenie zadaniami bywa czasami ogromne, jednak czy odnośnie wyręczania nie robi się błędne koło? No bo jeśli ciągle robimy coś za dziecko (bo tak jest szybciej), to nie dojdziemy nigdy do momentu, kiedy to dziecko będzie gotowe przejąć dane zadanie i zwolnić nas z tego obowiązku. Jeśli nie pozwolimy dziecku na naukę chodzenia – będziemy skazani na noszenie dziecka na rękach. Etap nauki bywa żmudny, i wymaga wytrzymania różnych pomyłek, wolniejszego wykonania, ale bez tego nasze dziecko nie nabierze wprawy. Nie obudzi się pewnego dnia z umiejętnością, która przyszła do niego we śnie.

Brak wiedzy jak to robić skutecznie

Czasem można by dodać – brak świadomości, że robimy coś nie tak. W pierwszym i w drugim przypadku warto pokusić się o zdobycie wiedzy choćby po to, by sprawdzić, że u nas wszystko w porządku. Poszerzyć sprawdzanie wyników nie tylko na przedmioty szkolne, ale na tak ważne kompetencje jak radzenie sobie z emocjami, zajmowanie się zadaniami, którymi na danym etapie dziecko powinno się już zajmować, umiejętność komunikacji z rówieśnikami, szukania rozwiązań i wiele innych kompetencji, które wpływają na to, jak radzimy sobie w życiu. To te kompetencje rozwijane od wczesnych lat będą służyć naszym dzieciom do końca życia.

Chęć ułatwienia życia

I tu warto zadać sobie pytanie - kto łatwiej przejdzie przez życie – ten kto ma wyrobione mechanizmy potrzebne, by radzić sobie w życiu czy ten, który ich nie wyrobił, bo miał ułatwiane życie?

To pytanie stawia w innym świetle temat ułatwienia życia. Jeśli chcesz ułatwić życie dziecku, to nie komplikuj go wyręczając i zabierając szansę na naukę mechanizmów potrzebnych do tego, by dziecko radziło sobie w życiu. Odwaga rodzi się, gdy mierzymy się z wyzwaniem, wytrwałość – gdy nie wycofujemy się łatwo i uczymy się pokonywać przeszkody, wiara w sprawczość, powstaje gdy musimy zrobić rzeczy trudne na danym etapie, ale możliwe do zrobienia (dowiadujemy się wtedy, że chociaż było trudno – poradziliśmy sobie), podejmowanie prób – gdy czegoś chcemy i musimy próbować, bo nikt tego nie zrobi za nas itd. Siłę wyrabia się podczas ćwiczeń, nie w poczekalni.

Niechęć do zmagania się z buntem dziecka wywołanym niechęcią do usamodzielniania się

Może już na starcie stawiamy sobie przeszkodę w postaci oczekiwania, że usamodzielnianie dziecka odbędzie się bez bólu? Chcemy żeby było miło i przyjemnie, ale to nie przygotowuje do realnego życia. Choć dzieci mają w sobie naturalną chęć odkrywania, poznawania nowych rzeczy, usamodzielnianie ich w niektórych obszarach może napotkać na opór. I to jest w porządku. To niestety trzeba przejść, jeśli chce się być po drugiej stronie samodzielności. Nie da się nauczyć chodzić bez upadków. A upadki potrafią być bolesne. Jednak umiejętność chodzenia warta jest zmierzenia się z tym bólem. Podobnie w innych kompetencjach i zadaniach, w którym chcemy, by nasze dzieci były samodzielne.

Samodzielność naszych dzieci rozwija się od najwcześniejszych lat. To już na tym etapie pozornie prostymi zadaniami możemy kształtować w nich sprawczość, pewność siebie, siłę charakteru. Wychowujmy nasze dzieci świadomie, przygotowując je, by poradziły sobie w dorosłym życiu. Bo nie zawsze mama czy tata będą obok.

Nasi partnerzy
Logo 1
Logo 2
Logo 3
Logo 4
Logo 5